Zdjęcie o Zepsuć sobie to wyzwanie. krojone studio nagrań nierozpoznawalnej kobiety gryzącej w truskawkę na szarym tle. Obraz złożonej z naturalny, prawdziwy, czysty - 272219552
Z pewnością wielu z Was lubi robić zdjęcia, a w swoich albumach ma całe mnóstwo rodzinnych fotografii. Rodzina, o której przeczytacie za chwilę, także lubiła, jednak jak jest teraz – trudno powiedzieć. Wszytko przez jedno zdjęcie. Na początku wygląda ono na zwyczajną rodzinną fotografię, jednak wcale taką nie jest. Niepokój budzi jeden szczegół, który trudno jest zobaczyć na pierwszy rzut oka. Ciekawi? Fotografia, która budzi niepokój Często na zdjęciach wypatrujemy szczegółów. Ta rodzina również ich szukała, a gdy zobaczyła jeden z nich, poczuła dreszcze na plecach. Fotografia już od pewnego czasu krąży w mediach społecznościowych, jednak za każdym razem, gdy ją widzimy, mamy gęsią skórkę… Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć szczęśliwą, 5-osobową rodzinę. Oczywiście na pierwszy rzut oka ta fotografia nie wzbudza żadnych, nawet najmniejszych, podejrzeń, ale przyjrzyjcie się jej uważnie… Jesteście w stanie zauważyć ten niepokojący szczegół? Jesteśmy pewni, że udało Wam się zauważyć tę dodatkową dłoń, obejmującą dziewczynkę, która siedzi po lewej stronie ławki… Na pewno nie jest to dłoń jej starszej siostry. Dokładnie widać przecież, że obie jej ręce spoczywają na kolanach. Więc czyja? Jedni twierdzą, że na zdjęcie „załapał się” duch, a inni, że to dzieło jakiegoś „mistrza Photoshopa”. Jaka jest prawda? Pozostaje nam się tylko domyślać. A Wy jak myślicie?

Zdjęcie: Elina Fairytale / Pexels 3. Używaj rekwizytów. Do świątecznego zdjęcia w plenerze potrzebne są elementy - lampki, dekoracje, drzewka. Można przesadzić, ale wszystkiego powinno być po trochu. Zadbaj także o bardziej formalne ubrania, ponieważ odzież sportowa nie jest odpowiednim strojem na świąteczne zdjęcie.

Udostępnij wpisTen wpis czekał na napisanie kilkanaście tygodni - musiałam się upewnić, czy na pewno będzie pomocny i czy wszystko, co wam zaproponuję, faktycznie się przyda. Jednym słowem: czy udało mi się przygotować Kosmyka na drugie dziecko? Jak na samym początku nie zepsuć relacji z rodzeństwem? Pamiętam, że wszyscy mnie straszyli [domena matek]. A że będzie bił, że będzie zazdrosny, że będę miała trudno. Z jednej strony to dobrze, że na początku straszyli, bo bardziej byłam zdeterminowana, żeby ich groźby się spełniły. Z drugiej - wkurza mnie, jak dalej słyszę, że mogę sobie mówić, co chcę, a i tak "na pewno jest zazdrosny, na pewno, bo każde dziecko jest zazdrosne". Jak przeżyć ciążę z ruchliwym trzylatkiem? Jak przygotować dziecko na rodzeństwo? Relacje z rodzeństwem - jak tego na samym początku nie zepsuć? KSIĄŻECZKI DLA PRZYSZŁEJ STARSZEJ SIOSTRY LUB STARSZEGO BRATA Jak przeżyć ciążę z ruchliwym trzylatkiem? Muszę przyznać, że trudno się oszczędzać przy dziecku, które jest ciągle w ruchu. Dodatkowo Chłop wyjeżdżał, kiedy tylko się dało, żeby po porodzie mieć możliwość odebrania dłuższego wolnego. Cały dzień więc byłam z Kosmykiem sama - paliłam w piecu, karmiłam króliki, wychodziłam z psem, gotowałam, sprzątałam i okropnie się czułam praktycznie do dziewiątego miesiąca. Na szczęście wypracowałam sobie z Kosmykiem system, w którym w ciągu dnia o określonej godzinie włączałam bajki i oboje kładliśmy się do łóżka - on miał święto, a ja chwilę odpoczynku i drzemki. Do dziś mam do siebie żal, że się nie postawiłam i w ostatnim miesiącu nie odesłałam Kosmyka na chociażby tydzień rodzinie. Moja mama starała się jak mogła, ale miała już gości w pensjonacie, a ja sama, w ósmym miesiącu, ledwo chodziłam i zalewałam się łzami, gdy musiałam z wielkim brzuchem schodzić do piwnicy, żeby w ciepłej wodzie chociaż trochę umyć Kosmyka [bo już się schylać nie mogłam]. Jest taka teoria, że dziecko będzie tęsknić za mamą i mocniej odczuje zmiany, ale z tego, co obserwowałam, Kosma bardziej przeżył to, że nie mogłam bawić się z nim jak wcześniej, niż przeżyłby rozłąkę. A ja ostatni miesiąc ciąży wspominam jak nie kończący się koszmar i ciągłe próby nie uszkodzenia pierwszego dziecka [zlatując ze schodów lub biegając za trzylatkiem] i zaspokojenia drugiego. Dopisek z 11 września 2017 roku: Dalej żałuję, że wywalczyłam, by ktoś z rodziny zajął się chociaż na kilka dni starszakiem. Jeśli macie taką możliwość, korzystajcie z niej, żeby rodzina pomogła wam przy starszych dzieciach w tym czasie, kiedy nie umiecie sobie nawet butów same zawiązać. Jak przygotować dziecko na rodzeństwo? ja zaczęłam delikatnie. Gdy już wiedziałam, że jestem w ciąży, coraz więcej rozmawiałam z Kosmykiem o tym, czy chciałby mieć rodzeństwo, co mógłby robić z jak się na ten pomysł zapatruje. Kiedy stwierdził, że on to by chciał mieć siostrzyczkę lub braciszka powoli zaczęliśmy mu napomykać, że jeszcze trochę i braciszek/siostrzyczka pojawi się na świecie. BŁĄD! W tym wszystkim popełniłam jeden błąd - gdy jechaliśmy na USG i dowiedzieliśmy się, że jednak braciszek, zamiast wyjaśnić Kosmykowi, skąd wiemy, to wparowaliśmy do domu i od razu mu oznajmiliśmy, że będzie miał brata. Dopiero później domyśliłam się, że mogłam na to USG wziąć Kosmyka, żeby sam zobaczył, mogłam mu przed wyjazdem wyjaśnić po co jadę... no ale stało się i zdaje mi się, że większego uszczerbku na psychice z tego powodu syn mieć nie będzie, chociaż żałuję, że na to USG go nie wzięłam. Za to z powodzeniem obserwował mój brzuch: OPOWIEŚCI Sporo za to opowiadaliśmy Kosmykowi, co się dzieje teraz w brzuchu, czego powinien się spodziewać, gdy brat pojawi się na świecie. Nie ściemniałam mu, że będzie super, fajnie, rewelacja - nie chciałam, żeby się rozczarował. Za to dość szczegółowo opowiadałam mu, jak będzie wyglądał dzień z niemowlakiem, co taki niemowlak potrafi [a raczej, że niczego prawie nie potrafi], co będzie jeść, ile będzie spać i że jest malutki i kruchy. WSPOMNIENIA Raz na jakiś czas pokazywałam Kosmykowi jego zdjęcia z niemowlęctwa, jego ubranka, zabawki [tak też ponownie zakochał się w fioletowym słoniu] i filmiki. Opowiadałam, że brat też będzie taki mały, że będę się nim opiekować tak, jak Kosmykiem. PRZYGOTOWANIA Podczas przygotowania wyprawki dla Adaśka, poprosiłam Kosmyka o wybranie ubranek i zabawek, które przekażemy braciszkowi oraz tych, które mają być prywatną pamiątką. Wszystko wspólnie posegregowaliśmy, a wybrane przez syna ubranka i zabawki schowaliśmy do oddzielnego pudła. Dzięki temu później, po porodzie, nie miałam problemu z "TO MOJE!", gdy przykrywałam Adaśka kocykiem, który jeszcze jakiś czas temu był Kosmyka - po podziale wszystko było jasne, że kocyk jest teraz Adaśka, a Kosmyk zachował za to swoją pierwszą książeczkę. NIEMOWLAK Nie pamiętam, czy pokazywałam Kosmykowi niemowlaka w czasie ciąży, ale pamiętam, że widział niemowlaka w ogóle i widział też, jak mama się zajmuje takim szkrabem. W każdym razie z racji tego, że niemowlaków u nas na co dzień, jak na lekarstwo, ratowałam się telewizorem i bajeczkami, w których był niemowlak. BRAK ENTUZJAZMU Nie denerwowałam się, że Kosma nie pieje z radości na wieść o rodzeństwie. Każdy się go pytał "To jak, cieszysz się na rodzeństwo?", a on patrzył się tym moim wzrokiem [który mam zawsze, gdy słyszę idiotyczne pytanie] i na odwal się odpowiadał "Taaak". Ja otrzymywałam tryumfujące spojrzenie typu "Ale będziesz miała sajgon!", ale wiedziałam, że brak entuzjazmu jest dobrą oznaką, że syn spokojnie dostosowuje się do nowej, odpowiedzialnej roli w życiu, że musi to w sobie przegryźć, przetrawić i im bardziej on był spokojny, tym bardziej spokojna byłam ja. NATURALNIE "Nic na siłę" powiedziałam, gdy Chłop się mnie spytał, jak przygotujemy dziecko na rodzeństwo i tego się trzymaliśmy. Zarówno przygotowania wyprawki, rozmowy o dzidziusiu, pokazywanie zdjęć i wszystkie inne rzeczy robiliśmy jedynie wtedy, gdy Kosmyk pozytywnie reagował na moją propozycję zrobienia czegoś w związku z bratem. Jeśli nie chciał - dawałam sobie spokój i nie maltretowałam synka opowieściami o noworodku. KSIĄŻECZKI O tym, jak są pomocne, chyba nie muszę mówić. Niżej, pod zdjęciami macie cały szereg moich propozycji lektur okołociążowych dla dzieci. Pomoże oswoić temat każdemu maluchowi. ZAPEWNIENIE Kosmyk już dwa tygodnie przed porodem wiedział, co się stanie, gdy będę musiała jechać do szpitala i robiłam wszystko, żeby to, co mu mówiłam, pokryło się w rzeczywistości. Wiedział, że tata odwiezie mamę do szpitala, a on zostanie w pensjonacie dziadków z babcią lub moją siostrą [nie wiedziałam, czy dziadkowie nie będą musieli wyjechać i to było to "lub" w mojej historii]. W każdym razie wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik, żeby nie okazało się, że zacznę rodzić niespodziewanie, gdy nikogo nie będzie pod ręką, a ja pojadę na porodówkę z Kosmykiem pod pachą 🙂 Na szczęście nie było zaskoczenia, a Kosmyk moją nieobecność przyjął ze zrozumieniem - przecież go uprzedzałam. Dopisek z 11 września 2017 roku: Myślę, że głównym czynnikiem sukcesu, że mimo standardowych bójek, kłótni i sprzeczek, chłopcy niesamowicie mocno się kochają, jest to, że bardzo, ale to bardzo unikam porównywania ich między sobą. Są całkiem osobnymi ludźmi. To, że jeden jest inny od drugiego, a każdy z nich jest lepszy od drugiej w takiej to albo innej dziedzinie jest rzeczą zupełnie naturalną i typową dla... ludzi. To, że danego dnia Adaś zjadł więcej od Kosmyka świadczy tylko o tym, że Adaś miał większy apetyt, a Kosmyk nie był głodny. Jeśli ktoś ma ochotę porównać moje dzieci na zasadzie "A twój brat to zjadł więcej, czemu ty tak mało", reaguję stanowczo. Podobnie z tekstami "Twój brat to się lepiej/gorzej zachowuje". Każdy może mieć dzień z lepszym lub gorszym humorem lub większym bądź mniejszym apetytem. Porównywanie jednego dziecko do drugiego przynosi tylko opłakane skutki, chorą rywalizację i kompleksy u jednego z dzieci. Na wrzesień 2017 roku chłopcy mieszkają w jednym pokoju. Mają łóżko piętrowe, ale zazwyczaj młodszy śpi albo ze mną, albo z bratem. Potrafią się wspólnie bawić i starszak chętnie bawi się w opiekę nad dzidziusiem, gdzie dzidziusiem jest dwulatek, który chętnie poddaje się zabiegom starszaka, ale nie do końca chce robić dokładnie to, czego się od niego oczekuje. Zabawnie to wygląda. Zwłaszcza gdy chodzi o zabawę w usypiania. Starszak roi się i troi, żeby uśpić Adasia, ale robi przy tym tyle hałasu, że Adaś pęka ze śmiechu przykryty kołdrą, kocem, poduszkami, z książeczką przed nosem i kanapką z pasztetem w ręku 😀 Relacje z rodzeństwem - jak tego na samym początku nie zepsuć? POMOC Każda pomoc przy Adasiu, którą oferuje mi Kosmyk, przyjmuję z otwartymi ramionami. Dziecko, wbrew pozorom, może bardzo dużo pomóc przy dziecku - od podania pieluchy, chusteczek, "jakichś" spodenek, kremu do pupy. Korzystam z tej pomocy, dzięki czemu daję jasny przekaz Kosmykowi, że mimo obecności ślicznego niemowlaczka, jego pomoc - pomoc starszego brata - jest mi bardzo potrzebna. Dopisek z 11 września 2017 roku: Ostatnio syn stwierdził, że sam uśpi swojego brata [już dwuletniego]. Zabawnie było widzieć, jak usiłuje nas naśladować, mimo że teoretycznie nie interesował się nigdy procesem zasypiania Adasia, tylko swoim. My w dalszym ciągu nie zmuszamy go do opieki nad braciszkiem ani do zajmowania się nim - to zawsze wychodzi od starszaka. Od opieki nad dziećmi jesteśmy my, on może się bawić z bratem, jeśli chce. Jeśli nie chce, to nie ma takiego obowiązku. DOTYK Tak, pozwalam Kosmykowi potrzymać Adaśka - zazwyczaj robi to na łóżku lub na materacu. Pozwalam mu machać jego rączkami, po wcześniejszym upewnieniu się, że Kosmyk nie będzie machać zbyt mocno - Adaś to uwielbia, zaśmiewa się mocnym rechotem niemalże. Współczuję dzieciom, które nie mogą dotknąć swojego rodzeństwa, bo "zrobisz mu krzywdę" albo coś podobnego. To takie smutne, że od początku buduje się mur między dziećmi, a potem zdziwienie, że za sobą nie przepadają czy są zazdrosne. GOŚCIE Byłam kategoryczna i po porodzie nie życzyłam sobie żadnych gości w domu. Nawet moi rodzice dostali zakaz, co, na szczęście, przyjęli dość rozumnie. Zależało mi na tym, żeby nasze pierwsze dni były nasze, a nie dzielone przez otwieranie i zamykanie drzwi, żebyśmy mieli szansę oswoić się z nową sytuacją spokojnie i sami. Bardzo też nie chciałam, żeby Kosmyk odniósł wrażenie, że wszyscy przychodzą wyłącznie dla brata, że ten mały człowiek jest ważniejszy od niego. Odwiedziny zaczęły być pożądane dopiero wtedy, gdy Kosmyk zobaczył, iż młodszy brat zmienia w naszym życiu dokładnie tyle, ile mu opowiadaliśmy. PREZENTY Jeśli chodzi o prezenty - jestem dumna z moich wspaniałych znajomych! Każdy z nich pamiętał, żeby wśród upominków dla Adaśka znalazł się drobiazg dla Kosmyka, żeby syn nie czuł się pominięty. Uczulajcie na to swoich znajomych i dziadków, bo to jest naprawdę smutne, kiedy noworodek obładowany jest prezentami, a starszak stoi i... nie ma nic. Jestem przeciwniczką dawania prezentów dla starszaka, które rzekomo przyniósł młodszy braciszek [ogłupianie], ale z kolei rozumiem prezent na przykład od mamy, która chce wynagrodzić dziecku swoją nieobecność - ja kupiłam Kosmykowi zestaw książeczek. Warto tę kwestię przemyśleć. UWAGA Wbrew pozorom, po porodzie to Kosmykowi poświęcaliśmy więcej czasu niż Adaśkowi. Nie chcieliśmy, żeby poczuł się zepchnięty na dalszy plan, czuł się niepotrzebny. Ale to nie tak, że Adaś leżał sobie samopas, a ja biegałam wyłącznie za Kosmykiem! 😀 Zresztą... To właśnie miesiąc po porodzie usłyszałam, że i tak Kosmyk będzie zazdrosny o brata, bo mimo że czytam mu książeczki i układam z nim puzzle, to i tak robię to z Adasiem na rękach i pewnie Kosmyk czuje się niedowartościowany. No cóż... spytałam się syna o tę sytuację z kolanami, a ten odpowiedział mi również pytaniem: - Ale mamo, jak odłożysz Adaśka, to on zacznie płakać, a wtedy nie ułożysz ze mną tej układanki! I myślę, że to wystarczy... Dopisek z 11 września 2017 roku: Wciąż piszą do mnie mamy z problemami rodzeństwa i wciąż wraca ten sam kłopot "cała moja uwaga skupia się przecież na maleństwie. Pomijając przypadki dzieci dramatycznie HNB, większość niemowlaków tak naprawdę nie potrzebuje aż tyle uwagi. Ja żałuję, że moje dzieci były nie chustowe, bo wolne ręce wiele by mi ułatwiły, ale nawet z niemowlakiem u piersi można zorganizować taką zabawę, by starsze dziecko było usatysfakcjonowane: książeczki, układanki, klocki, a nawet pokazywanie mamie obrazków i rozmowa o nich. KSIĄŻECZKI DLA PRZYSZŁEJ STARSZEJ SIOSTRY LUB STARSZEGO BRATA Jako że część moich książek już oddałam, a w ciągu dwóch lat doszło wiele nowości wyjątkowo pokażę tylko okładki książek. Kliknięcie w okładkę przeniesie was do księgarni "Tania książka". Jeśli kupicie coś z mojego polecenia, dostanę parę groszy prowizji, to po pierwsze, a po drugie, ceny naprawdę są atrakcyjne 🙂 Podkreślę w opisie, czy mamy daną książkę czy nie mamy, ale chętnie byśmy kupili. "Miffy" mamy, pokazywałam ją tutaj. Skierowana jest raczej dla młodszych dzieci, choć mój pięciolatek też ją lubi 🙂 Jeśli kiedykolwiek będę miała trzecie dziecko, to ta książka jest na mojej liście must have. Tę książkę czytałam Kosmykowi, kiedy Adasio był mały 🙂 Jeśli polubiliście "Miłość", którą pokazywałam tutaj, to "Moja młodsza siostra" na pewno się spodoba 🙂 Kultowa Basia i jej mało entuzjastyczna reakcja na nowego braciszka... Basia i Franek to chyba najważniejsza książka jeśli chodzi o relacje z rodzeństwem, ale o tym za chwilę. Ta akurat to zbiór wszystkich krótkich opowiadań o Basi i malutkim Franku, ponad 160 stron. To takie kolorowe, krótkie opowiadanka, głównie dla młodszych dzieci, skierowane na naukę cyfr, kształtów, podstaw higieny. Ale zabawne 🙂 Te opowiadania zrobiły mi większość roboty w relacjach Kosmy z Adasiem. Kosmyk tak bardzo chciał być psotnym Frankiem i tak go bawiły jego przygody, że wybryki Adasia traktował niemal z czułością. Ponad 168 stron dłuższych, cudownych i zabawnych opowiadań z życia wziętych. Kicia Kocia to klasyk, mamy prawie wszystkie części. Tej książki akurat nie mam, ale często polecały mi ją czytelniczki. Podobno dobra zarówno dla chłopców, jak i dla dziewczynek. Podobno ta książeczka bardziej koi strach rodziców, choć dziecka również. Napisana przez psychologa skierowana jest zarówno dla dzieci, jak i dla rodziców. Myślę, że dla rodziców, którzy szykują się na przyjście drugiego dziecka, poleciłabym właśnie tę książeczkę. W Taniej Książce znalazłam ją w formacie PDF, więc będzie trochę tańsza 🙂 Trochę z uśmiechem, a trochę na serio. Bo drugie lub kolejne dziecko to też moment, na który muszą się przygotować rodzice. Co robić, kiedy dwójka chce naraz czegoś innego. Kim się zająć najpierw - starszakiem czy maluszkiem. Co zrobić, żeby dzieci nie były zazdrosne? Co zrobić, żeby się nie biły? Albo co zrobić, żeby nie słyszeć, że się biją... 😉 Żartuję. Ale naprawdę ta książka uczy, jak godnie i sprawiedliwie poradzić sobie z tym pierwszym tumanem jakim jest posiadanie więcej niż jednego dziecka. Polecam serdecznie. A jak było u was? Jak przygotujecie/zamierzacie przygotować/ przygotowaliście dziecko na młodsze rodzeństwo? Miałam jeszcze tysiąc rzeczy na myśli, przygotowując ten tekst, ale musiałabym pisać do jutra, żeby je wszystkie zamieścić, więc liczę, że pomożecie i uda mi się dookreślić w komentarzach 🙂 Wpis powstał 20 września 2015 roku. Zaktualizowałam go na prośby czytelniczek i... czytelników. Udostępnij wpis➡A dla wiejskich [choć nie tylko] matek została też stworzona grupa, na którą serdecznie cię zapraszam TUTAJ➡Możesz też udostępnić wpis i skomentować go na Facebooku Jestem o tym, jak uciec z miasta i wychowywać dzieci na wsi, z dala od sklepów, ale bliżej historię znajdziesz TutajAle ona wciąż się pisze, więc zostań ze mną w kontakcie: 18 lipca 2022 Jak wspierać dziecko w nauce języka, żeby utrzymać motywację? Obecne wakacje miały być dla nas resetem. Bez stresu wyjazdów i kolonii. Siedzimy w domu, zwiedzamy okolicę, zajmujemy się naszymi zwierzętami domowymi i ogrodem – teoretycznie nie mamy żadnych obowiązków. Dlatego pojawił się pomysł na zapisanie młodszego syna na kurs językowy w szkole ProfiLingua – by mógł w wakacje uczyć się przez zabawę. Bo jeśli […] 20 czerwca 2022 Moja najbliższa koleżanka depresja. Jak z nią żyję i przeżyję? Hej. Jestem Asia. Od trzech lat mam depresję, stany lękowe i zaburzenia odżywiania. Zdiagnozowano u mnie zespół stresu pourazowego (PTSD) i zaburzenia ze spektrum autyzmu. Oprócz dzieci są to najbardziej stałe elementy mojego życia. Ponad pół roku temu zakończyłam kolejną terapię. Bywa, że wciąż ze zmęczenia śpię po 14 godzin na dobę i jedyne, co […] 27 maja 2022 Kiedy nauczyć dziecko jeździć na rowerze i jak go przekonać, żeby chciał? A kiedy kupisz im pierwsze rowery? A kiedy zaczniesz ich uczyć jeździć na rowerze? A czemu oni jeszcze nie potrafią na rowerze? Kto to widział sześciolatek, a jeszcze nie umie... Taki duży, a jeszcze na biegowym jeździ? Takie teksty towarzyszyły mi bardzo długo i były połączone z różnymi staraniami, żeby zmobilizować dzieci do szybszej nauki […] 24 marca 2022 ZROBIŁAM TO! Stary pokój chłopców zmieniłam na moją własną sypialnię! [metamorfoza z Lenart Meble] Wchodzę do pokoju i rzucam się na łóżko. Pod skórą czuję nową, świeżo wypraną pościel. Wtulam w nią policzek i oddycham głęboko. Leżę na swoim własnym łóżku we własnej sypialni. Tylko mojej. Nie marzyłam o niej. Wyobrażałam sobie raczej to miejsce jako coś, co nigdy się nie zdarzy, bo zawsze będą inne potrzeby. A teraz […] 26 lutego 2022 Szukasz dobrej pralki? Pralko-suszarka Haier i-Pro 7 to sprzęt, który wybrałam – Mamo, ja jej w ogóle nie słyszę... – powiedział mój młodszy syn, który w naszym domu najbardziej lubi prać. – I wszystko widzę, co się dzieje w środku! – ucieszył się, gdy zobaczył, że nowa pralko-suszarka Haier i-Pro 7 ma podświetlenie wewnętrzne. Poszłam za ciosem. Wymieniłam starą przeciekającą pralkę na nową i jeśli czegoś […] 10 stycznia 2022 Dni zniszczone przez siekierę dzieci, kartę do bankomatu oraz komunizm Już w poprzednią niedzielę przebierałam nóżkami, żeby wrócić do publikowania w social mediach. Niestety, wszystko wokół sprzysięgło się, żebym nie była gotowa na publikowanie czegokolwiek. To jest niby proste - napisać coś, kliknąć "publikuj" i z bańki. Tylko jeśli chce się, żeby to wszystko miało ręce i nogi, trzeba swoje przemyśleć. A ja mam plan […] Obserwuj nas na Instagramie instagramfacebook-official

Co ci może zepsuć święta . Co ci może zepsuć święta . Zdrowie. Poniedziałek, 17 grudnia 2018 (15:29) Zdjęcie. Uważaj na przejedzenie i zatrucia / 123RF
W starożytności ludzie zdawali sobie sprawę, że do szczęśliwego małżeństwa trzeba spełnić dwa warunki: wybrać odpowiedniego partnera i wybrać dobry dzień na ślub. Dzieciak wyprowadza psa i nagle pojawia się kałuża. Wideo Sama pomyślna randka nie gwarantuje długiego i szczęśliwego życia, ale pomaga utrzymać harmonijną relację między małżonkami. Ale źle wybrany dzień może postawić negatywny scenariusz w związku i zepsuć życie rodzinne. Dziś podpowiemy, na co zwrócić uwagę przy wyborze daty przyszłego ślubu i jak wpływa to na życie małżeńskie. Numerologia nie kłamie! Aby dowiedzieć się, jaki rodzaj związku będzie małżeństwem, musisz obliczyć liczbę. Na przykład jest obliczany w następujący sposób: 2 + 7 + 2 + 2 + 2 + 1 = 16. Następnie musisz dodać 1 + 6 = 7. Liczba małżeństw w tym przypadku wyniesie 7. Następnie spójrz na wartość otrzymanej liczby: Jeden Jeden to numer lidera, więc relacje rodzinne muszą zaczynać się od wzajemnego zrozumienia i kompromisu. W takiej rodzinie połówki będą próbowały naciągnąć na siebie koc, nalegać na siebie, co może wywołać oburzenie. A jednak numer jeden oznacza stabilność, a przy odpowiednim podejściu małżeństwo będzie silne i bezpieczne. Dwa W rodzinie z numerem dwa zapanuje harmonia. Pary mogą słuchać i słyszeć się nawzajem oraz mogą negocjować. Para patrzy w jednym kierunku, często mają te same zainteresowania, pragnienia. Po prostu spróbuj od czasu do czasu zwiększyć stopień w związku, w przeciwnym razie spokój może być nudny. Strzeż się zazdrosnych ludzi! Trzy Pod auspicjami Trojki małżeństwo uważane jest za udane i stabilne. Taka miłość generuje dużo pozytywnej energii. A takie relacje mają duże wsparcie od innych. Jednak ważne jest, aby wspierać się nawzajem i nie popadać w codzienność i rutynę. Podróże i wspólne spędzanie czasu pomogą uratować małżeństwo. Cztery W tym małżeństwie możliwe są sprzeczności, chociaż sam związek jest dość ufny. Czasami możesz zostać szturmowany lub każdy z małżonków może zająć się własnymi interesami. Spróbuj znaleźć wspólne zainteresowania, aby pozostać w kontakcie. Pięć Cała piątka odpowiada za nowe emocje, wrażenia i hobby. Małżeństwo ludzi zjednoczonych tą postacią zapowiada się stabilnie i ciekawie. Taki sojusz ma jednak jedną wadę: partnerzy nie przyznają się specjalnie do tego, że mają wobec siebie jakiekolwiek roszczenia. Dlatego mogą przeżyć całe życie z urazą w duszy iz uśmiechem na twarzy. Sześć Numer sześć mówi o wzajemnym szacunku i wielkich uczuciach. Najprawdopodobniej była to miłość od pierwszego wejrzenia. Partnerzy w takim małżeństwie są zawsze gotowi podać pomocną dłoń i są wierni swojemu związkowi. Aby wszystko wygładzić, dodaj więcej pasji do codziennego życia! 62-letnia mama stylisty z Chorwacji wygląda jak prawdziwa Barbie. Nosi tylko mini i złote loki. Zdjęcia Siedem Gratulacje, siedem oznacza silne małżeństwo tych, którzy kochają ludzi. W takiej rodzinie zapanuje harmonia i wzajemne zrozumienie. Zwróć uwagę na stronę materialną, ważny dobrobyt i stabilność finansową. Nawiasem mówiąc, oboje partnerzy mogą dążyć do dobrego dochodu. Takie pary mogą żyć razem przez całe życie obok siebie, jak mówią. Osiem Ósemka to materialna liczba, która pomoże kochankom osiągnąć cele w pracy i biznesie. Ważnym warunkiem takiego małżeństwa jest istnienie wspólnego budżetu. Mężczyzna w takim małżeństwie będzie kochał swoją drugą połowę przez całe życie, ponieważ jego wybór jest zwykle ostrożny. A żona będzie inspirowana miłością męża, czując się jak szczęśliwa kobieta. Dziewięć Dziewięć to liczba amuletów dowolnego związku. Jeśli rodzina jest ważniejsza dla pary niż kariera, ta liczba pomoże wzmocnić miłość i harmonię w domu. Takie małżeństwo może być utrudnione przez męża lub żonę zawodową, która na pierwszym miejscu stawia pracę. Więcej ciekawych artykułów na
Rodzinne selfie. Sposób z pewnością nie do końca użyteczny, gdy chcemy zrobić piękny kadr wielopokoleniowej familii, ale dla małych kilkuosobowych rodzin może okazać się fajną alternatywą. Co robimy? Siadamy blisko siebie, a osoba z najdłuższym zasięgiem ramion wyciąga rękę i… pstryk!
Mówi się, że z rodziną wychodzi się najlepiej na zdjęciach. Jednakże jak pokazują częste doświadczenia, także i to może przychodzić z trudnością. Zebrane w tym artykule fotografie pokazują, ile elementów może nie zagrać, co sprawia, że w efekcie powstają „trudne dla oka”, dosyć dziwne zdjęcia rodzinne. Obejrzyj tę galerię, aby móc wystrzegać się tych błędów i podczas kolejnego rodzinnego spotkania, wykonać perfekcyjne ujęcia zamiast śmiesznych zdjęć. Śmieszne zdjęcia rodzinne - wiele z nich to prawdziwa wpadka Trzeba przyznać, że niektóre dostępne w sieci zdjęcia rodzinne są nie do uratowania. Czasami poszczególni krewni są w stanie zaskoczyć swoją kreatywnością – i ujmując to w nad wyraz delikatny sposób – wprowadzić w zakłopotanie. Niemniej niektóre obrazy mogą stanowić dobrą lekcję. Czasami lepiej uczyć się na cudzych błędach niż na swoich. Poniższe przykłady i rady nie gwarantują uzyskania zdjęć, które zachwycą widzów, ale przynajmniej dzięki nim staną się poprawne na tyle, że nie będą odstraszały. Jednocześnie trzeba przyznać, że niektóre obrazy są skazane na porażkę, stanowiąc przy tym bardzo przejaskrawiony przykład błędów fotograficznych. Jak wykonać udane zdjęcia rodzinne? Dbałość o poprawność techniczną Chociaż często zdarza się, że zdjęcia rodzinne wykonywane są z pośpiechem i spontanicznie (krewni się spieszą, marudzą podczas wykonywania fotografii itp.), to warto i tak zawsze postarać się o dopilnowanie warsztatu. Nawet jeżeli zdjęcia mają jedynie ambicje, by trafić do rodzinnego albumu i nie predestynują do miana dzieł sztuki, to i tak należy im się spełnienie podstawowych standardów technicznych, które pomogą uniknąć wpadki. W przeciwnym zamiast miłych pamiątek powstają potworki z koszmarnych snów. Powyższy przykład fotografii pokazuje, jak nie zadbanie o kilka podstawowych elementów potrafi zepsuć zdjęcie. Użycie agresywnej, wbudowanej lampy błyskowej i krótka ogniskowa spowodowały odpowiednie spłaszczenie oświetlenia i zniekształcenie proporcji twarzy. Dodatkowo aparat znajduje się zbyt blisko modeli. Światło lampy odbija się w lustrze, co również jest częstym błędem, nie tak trudnym do uniknięcia, gdyż taki refleks jest widoczny także na błyszczących meblach, w witrynach czy oknach, czyli elementach wielokrotnie obecnych w miejscach rodzinnych spotkań. Kwestię doboru scenerii i przyjęcia min pozostawmy na boku. Kolejny przykład mógłby być całkiem zabawny, szkoda że nie zostało ponownie dopilnowane kilka detali. Przede wszystkim kadr jest krzywy i niedbały. Dodatkowo została użyta lampa wbudowana w aparat, która jednocześnie nie doświetliła modeli znajdujących się na samym szczycie schodów, prześwietlając przy tym lewą część kadru (kolumnę kończącą balustradę schodów). Warto unikać również elementów wchodzących w kadr, takich jak widoczny po prawej stronie liść. Tutaj ujawniła się kolejna niedbałość, polegająca na wielokrotnym niedopilnowaniu wystających koszul, podwiniętych sukienek itp. Oczywiście czasami przesadne poprawianie swojego wyglądu może zniszczyć spontaniczność, ale jednak częściej warto zwrócić na to uwagę. Powyższe zdjęcie mogłoby pokazywać swobodną relację członków rodziny, jednakże zapamiętane zostają przede wszystkim dwie rzeczy – odsłonięty brzuch i głowa chłopca umiejscowiona w dosyć niefartownym miejscu. Dbałość o kompozycje i przewidzenie takich "ośmieszających" zestawień to kolejny klucz do sukcesu w fotografii rodzinnej. Fotograficzne horror vacui W sztuce horror vacui przejawia się tworzeniem dzieł, które stronią od pozostawiania pustych obszarów zamalowywanej powierzchni. Sformułowanie to wzięło się z łaciny i oznacza "lęk przed pustką". Potocznie można to odnieść do prób usilnego zapełniania przestrzeni – czy to trójwymiarowej czy dwuwymiarowej obrazów. Chociaż w sztuce horror vacui wielokrotnie związane jest z pięknymi dziełami sztuki, chęć maksymalnego wypełniania kadru w fotografii rodzinnej może prowadzić do kolejnych wpadek. Ta cecha przejawia się także "wizualnym gadulstwem" obecnym w albumach rodzinnych. Duża liczba niewyselekcjonowanych fotografii, upchanych często na powierzchni kart albumów tak, że powstają bardzo małe formaty, przegrywa z wykorzystaniem jednej, bardzo celnej fotografii. Prowadzi to do powstawania nudnych, przegadanych i mało czytelnych zbiorów. Powyższy fotomontaż jest przykładem takiego "nadbudowania" obrazu. Oczywiście można by dyskutować jeszcze na temat póz modeli, wyrazów twarzy czy dobranego oświetlenia, jednakże to co przede wszystkim dyskredytuje tę fotografię w oczach odbiorcy jest przesyt zebranych na nim elementów. Fotomontaże W przypadku wklejania rodziny na inne tło trzeba zadbać o odpowiednie ich wycięcie tak, aby nie zapomnieć o czyjejś nodze czy ręce. W przeciwnym razie raczej trudno wróżyć sukces. Problemem jest także zbyt mało drobiazgowe podejście do wycinania elementów, co skutkuje tym, że błędy w fotomontażu górują nad pomysłem. Poniższy przykład może być nieudany z wielu innych powodów, a jego akceptacja zależeć od gustu, jednakże jedną z rzeczy, którą z pewnością należałoby poprawić jest niedbałe wycięcie modeli z pierwotnego planu zdjęciowego. Takie wtapianie elementów postrzegane jest obecnie jako kicz. Trudno się z tym nie zgodzić. Jednakże czasami jest to dobre rozwiązanie, gdy brakuje umiejętności w montowaniu elementów, a konieczne jest zastosowanie takich połączeń. Powyższe fotografie zawierają także szereg innych błędów, takich jak np. refleks w okularach jednego z modeli, nieprzyjemne oświetlenie itp. Nic na siłę Członkowie rodziny czasami wymagają zachęcenia ich do wspólnych fotografii. Niestety często nie przynosi to specjalnie dobrych efektów, a tacy przymuszeni modele mogą wręcz popsuć zdjęcie. Cóż czasami warto odpuścić i wykonać zdjęcia rodzinne bez danego wujka, cioci czy rodzica. Warto po kilku naświetleniach spróbować wystosować ponowne zaproszenie – dobra zabawa pozostałych członków rodziny może ośmielić taką stroniącą od zdjęć osobę. Powyższe fotografie pokazują, że czasami lepiej znaleźć inny moment na wykonanie fotografii rodzinnej. Niedecydujący moment Wybór odpowiedniego momentu naciśnięcia spustu migawki to kolejny klucz do sukcesu. Czasami jest to nieco utrudnione, gdyż fotograf sam chce być jednym z pozujących do zdjęcia. W takiej sytuacji lepiej wykonać kilka ekspozycji, np. w trybie seryjnym, aby móc wybrać najlepsze ujęcie, na którym nikt nie ma dziwnej miny lub stoi tyłem. Czasami można spróbować połączyć kilka zdjęć w jedno, aby wykorzystać "najlepsze uśmiechy". Poniższe śmieszne zdjęcia pokazują, co dzieje się, gdy nie wybierze się "decydującego momentu". Nie warto jednak przesadzać w drugą stronę i zbytnio strofować modeli – z pewnością zniszczy to spontaniczność i dobrą zabawę przed obiektywem. Czasami pozornie nieudane zdjęcie, a więc takie w którym ktoś się śmieje i zmrużył oczy a inna osoba dopiero biegnie do grupy, aby się z nią ustawić, może być lepsze niż poprawna fotografia, na której wszyscy spoglądają prosto w obiektyw. Wybór decydującego momentu jest tak samo ważny w fotografii rodzinnej, jak i w pozostałych jej gatunkach. Czasami naciśnięcie spustu migawki w niewłaściwym momencie może przynieść zaskakujące efekty i prowadzić do wpadki. Pytanie tylko czy o to właśnie chodziło autorom zdjęć i modelom? Wokół tematu: Zbliżające się święta to tradycyjny czas spotkań w gronie rodzinnym. Niewiele jest okresów w roku, które tak zbliżają do siebie wszystkich członków rodziny – nawet jeżeli towarzyszą temu pośpiech, korki uliczne i masa pracy. Ostatecznie przecież wszyscy ... więcej Dzieci uwielbiają biegać, skakać, wygłupiać się - nie znają takich pojęć jak samokontrola, są szczere i autentyczne, a ich wyobraźnia nie zna granic. Fotografia daje możliwość uchwycenia i zachowania tych przemijających i ulotnych chwil dzieciństwa na zawsze.... więcej Podczas odwiedzin rodziny swojej żony fotograf Nicholas Nixon poprosił ukochaną i jej trzy siostry, aby ustawiły się do wspólnego portretu. W efekcie powstało zdjęcie przedstawiające je w naturalnych, swobodnych pozach. Zasadniczo, chociaż była to dobra fotogr... więcej Wypróbuj przez 3 dni za darmo. Wydawca: Studio O'Rety Izabela Szylko. Kategoria: Thriller, sensacja, horror. Język: polski. Rok wydania: 2023. Opis. Nowe przygody bohaterów „Poszukiwaczy siódmej księgi”. Bezcenny rękopis siódmej księgi De revolutionibus Mikołaja Kopernika trafia w ręce amerykańskiego miliardera.
Niektórzy znają go z radiowej Trójki i popołudniowej, niedzielnej „Siesty”. Inni z tego, że jest fotografem i podróżnikiem. Marcin Kydryński przez 25 lat podróżował do Afryki, jak sam mówi, tam odnajdywał spokój, szczęście, ale też był świadkiem cierpienia i okrucieństwa. Tam mierzył się ze swoimi lękami i słabościami. 25-letnie doświadczenia postanowił zebrać w książce „Biel”. I trudno powiedzieć, czy to książka bardziej o Afryce, czy o nim samym. Podobnie, jak nasza rozmowa. Ewa Raczyńska: Dlaczego Afryka? Marcin Kydryński: Ze stu powodów. Także dlatego, że kiedy zacząłem po niej podróżować 25 lat temu, było tam mało ludzi. A ja pustkę i spokój lubię, może w ten sposób Afryka odpowiadała na moje największe potrzeby. Jednocześnie doznanie świata w Afryce było dla mnie znacznie bardziej intensywne niż w jakimkolwiek innym miejscu na ziemi. Ten kontynent wydał mi się soczewką, w której każdy drobiazg, z jakich składa się nasze życie, ogromnieje i staje się ważny. Jestem fotografem w związku z tym poszukuję piękna. Oczywiście wiadomo, że piękno jest w oku postrzegającego, więc jest kwestią bardzo indywidualną. A ja znajduję je w Afrykanach. W mniejszym stopniu w mieszkańcach mongolskich jurt, albo w wioskach wysokich Andów, wśród Eskimosów, czy Aborygenów. Natomiast w Afryce mógłbym spędzić resztę życia portretując jej mieszkańców. Fot. Marcin Kydryński Łatwiej opisywać obrazem czy słowem? W moim przypadku to się uzupełnia. Mój mistrz i przewodnik Ryszard Kapuściński miał na ten temat inną teorię. Twierdził, że słowo musi wystarczyć i nigdy bez wyjątku nie umieszczał w swoich książkach, za życia przynajmniej, swoich fotografii. Osobno ukazywały się albumy z jego zdjęciami. Zdaniem Kapuścińskiego słowo i obraz wykluczały się nawzajem. Być może uważał, że fotografia ograniczała wyobraźnię. Wychowałem się na piśmie National Geographic, w którym zdjęcia i tekst niejako istniały obok siebie, dopowiadając się nawzajem. Moim guru był Robert Caputo: pisarz i fotograf, choć często bywało tak, że inna osoba pisała, a inna robiła zdjęcia do tekstu. Operując na podstawowym poziomie i słowem i obrazem uznałem, że są sytuacje, których nie umiem opowiedzieć inaczej, jak tylko fotografując. Jednak jakkolwiek fotografia może być pasem startowym dla wyobraźni, to wszelako głębszych myśli może nie unieść, zwłaszcza jeśli nie chcemy pozostawiać odbiorcy zbyt dużej przestrzeni dla jego własnej interpretacji obrazu, jaki widzi. Kiedy chcemy być precyzyjni. Wtedy potrzeba celnych słów. W czasie swojej podróży po Afryce spotkał Pan Andy’ego, który nie robił ani notatek, ani zdjęć. To dawna historia. Do dzisiaj nie wiem lub nie pamiętam, co nim kierowało. To było prawie 25 lat temu, widzieliśmy się raptem może dzień, może dwa. Spędziliśmy niewiele czasu razem, podczas którego on opowiadał o swoich podróżach, wówczas mi imponując, bo ja byłem na początku swojej drogi, a on wędrował długo. Fot. arch. prywatne Marcina Kydryńskiego Pamiętam, że zdumiało mnie, że wędrował latami z małym plecakiem. I rzeczywiście nie notował i nie fotografował, co mnie z jednej strony ujęło, bo bez skupiania na zapiskach czy fotografii pewnie wszystko co wokół przeżywa się znacznie głębiej. Ja często obserwuję ludzi, którzy przychodzą w wyjątkowe miejsca tylko zrobić zdjęcie i nawet przez sekundę nie są w stanie przeżyć urody napotkanego krajobrazu, jakby odgradzając się aparatem od rzeczywistości. Doceniam, że ktoś potrafi wyłącznie przeżywać. A z drugiej strony myślę, że może zbyt filozofuję na temat Andy’ego i być może był on postacią nieskończenie płytką, która nijak nie potrzebowała utrwalać swoich refleksji, ponieważ nie miał ich zbyt wielu, a fotografować po prostu nie umiał. Ale zatrzymał Pana… Poświęcił mu Pan fragment książki. Bo ta książka, a w niej Afryka, jest jedynie pretekstem do rozmowy o różnych sprawach, takich właśnie jak ta, o którą Pani zagadnęła. O tym wszystkim można by rozmawiać nad książką z Warszawy, tekstach o Mazurach czy Lizbonie. Jednak ja związany jestem z Afryką od 25 lat, więc siłą rzeczy jest ona dla mnie taką soczewką w której każde doświadczenie ogromnieje, nawet tak błahe, jak historia Andy’ego i daje przyczynek do dyskusji, do stawiania pytań. Mówi Pan, że książka bardziej jest o Panu niż o Afryce. To spacerownik. Spacerujemy po tej Afryce długo i daleko, i rozmawiamy tak naprawdę o wszystkim, w znikomym stopniu o kondycji tego kontynentu, bo od tego są inni pisarze, historycy, ekonomiści, politolodzy. Ja się na nich powołuję, czerpię z nich pełnymi garściami, bo zawsze jeżdżę z plecakiem książek. Ale nie o historycznych przemianach, jest ta książka, choć przecież dotyka historii. Ta książka – proszę wybaczyć pewną górnolotność – o życiu jest. Fot. Marcin Kydryński Czy jest alegorią Pana życia? Pisze Pan o lękach, o okrucieństwie i spokoju – wszystko to odnajduje Pan w Afryce. ”Biel” można czytać jako najczystszej formy autobiografię. Aby jednak takie czytanie sprawiło przyjemność, wypadałoby mnie uważać za kogoś ważnego. Takich osób jest niewiele, ten trop bym zatem odradzał. Nie to jest istotą rzeczy. W znacznym stopniu udaje mi się dotykać spraw uniwersalnych, wobec których stawiam pytania. Wierzę, że są to pytania, które każdy z nas uzna za istotne. Dotyczą przemijania, miłości, muzyki, religijności i wiary, które nie są bynajmniej tożsame. Szukają źródeł okrucieństwa w człowieku, zastanawiają się nad filozofią podróży, ekologią, ludzkimi postawami wobec sytuacji krytycznych. W obliczu śmierci stawia Pan sobie pytanie, czy zasłużył na życie. Pytań jest dużo. Niewiele gotowych odpowiedzi. My, żyjąc przeważnie w mieście, spiesząc się, mając mnóstwo spraw do załatwienia nie zadajemy ich sobie wystarczająco często. A wierzę, że warto je sobie zadać, żeby stać się odrobinę lepszym. Albo zatrzymać się i nie nadążać… O tak, to jedno z moich ulubionych sformułowań, bo od nienadążania jestem wybitnej klasy specjalistą. Dzisiaj może Pan powiedzieć, że Afryka, podróże po niej, w jakiś sposób ukształtowały Pana? Moje podstawowe doświadczenia zogniskowały się właśnie w Afryce. Być może to kwestia rozrzedzonego powietrza, być może upału, w którym wszystko ogromnieje. Próbowałem żyć wspólnie z Afrykanami. Wędrować, dzielić chatę, pożywać. Patrzyłem, jaki wysiłek wkładają każdego dnia, nie żeby wytwarzać strawę dla ducha, a żeby zwyczajnie przetrwać do następnego świtu. My, którzy na co dzień tego nie dostrzegamy, już nie mówiąc o docenianiu, nagle uzyskujemy odmienną optykę. W tym sensie Afryka na pewno mnie ukształtowała. Myślę, że też wyostrzyła moją uważność na sprawy drugiego człowieka i na urodę świata. Powstrzymała mnie także przed powszechną dziś plagą oceniania innych. Fot. arch. prywatne Marcina Kydryńskiego Pisze Pan, że ma sentyment do powszedniości, ale Afryka nie jest dla większości powszednia. Podróżując po Afryce nie byłem na froncie, choć wokół trwały wojny i rzezie, jak w Somalii czy Sudanie Południowym. Szczerze? Bałem się, po prostu. A ponieważ nie pracuję dla New York Timesa lecz dla siebie, nie miałem też wiary, że moje słowa lub fotografia zmienią świat. Tylko ludzie o tym przekonani mogą ryzykować życie dla zdjęcia. Było tam wówczas wielu reporterów. Jednak ci po wszystkim wyjeżdżali na kolejny front i zostawiali za sobą ludzi, którzy właśnie doświadczyli ostatecznej potworności. A ci musieli dalej w tym świecie żyć, układać sobie codzienność, tę ich powszedniość właśnie. W niej musiało być miejsce na szczęśliwe chwile, na miłość, na dobroć. To mnie zawsze najbardziej fascynowało. Jak żyć w Sierra Leone, czy w Liberii, po koszmarze, który się wydarzył. Kiedy tam jechałem, byłem już sam, nie deptałem po piętach innym reporterom. Interesuje mnie krajobraz po apokalipsie. Zaprzyjaźnia się Pan szybko? Zaprzyjaźniać się to za dużo powiedziane. Nie jestem przesadnie towarzyski. Staram się być uważnym wędrowcem. Mam w sobie dużo serdeczności dla ludzi. Nigdy nie chowam urazy. To już jest dobry start, żeby się zaprzyjaźnić, prawda? Opowiada Pan historie Marii, która odwiedza Pana w nocy, za seks nie chce pieniędzy, wychodzi, a Pan już nigdy jej nie spotyka. Jakie są kobiety Afryki? To Pani powiedziała, że za seks. Proszę zwrócić uwagę, że nie ma go wcale w tym opowiadaniu. Są dwa, trzy pocałunki, pełne czułości. Tylko tyle, prawda? Maria to historia z 1994 roku. Opowiadanie, które można uznać za feministyczne. Afryka jest kontynentem, który poddaje kobiety represji właściwie w każdej sferze a ja z wdzięcznością i z miłością patrzę na każdy przejaw ich uwolnienia. To są sytuacje rzadkie, ale jedną z nich opisałem w historii o Marii. Fot. Marcin Kydryński Możemy długo rozmawiać o kobietach Afryki, skupić się na tym, jak ciężki jest ich los, ciężki nieporównywalnie z innymi miejscami na ziemi chociażby ze względu na klimat, na kulturę, na tradycję. Ta właśnie nakazuje kobietom, albo siedzieć w domu i szczelnie łącznie z oczami być spowitą w czarne szaty, albo każe im codziennie iść po 10 km po wodę z 20 litrowym kanistrem, albo każe im być niewolnicami seksualnymi. Więc można o tym rozmawiać bardzo długo. W piekle, jakim jest Somalia, powszechnie okalecza się kobiety, jakby sam skwar i wojna nie wystarczyły dla doświadczenia koszmaru. Podobnie jest w serdecznym Sierra Leone, gdzie wskaźnik okaleczania dziewcząt wynosi 98%, jest jednym z najwyższych na świecie. W turystycznym Egipcie. W od prawieków chrześcijańskiej Etiopii. Jak widać, to nie musi być wściekle islamski kraj, by praktykować barbarzyńskie wobec kobiet obrzędy. Możemy o tym mówić, ale niewiele nasza rozmowa zmieni. Zmiana musi wyjść z wnętrza samych społeczeństw. Nie może zostać przez nas narzucona, jakkolwiek buntowalibyśmy się przeciwko tym zbrodniom. Skupiłem się na wyzwolonych, szczęśliwych kobietach. Nielicznych, jak Maria, która ma miejsce w moim sercu, chociaż dzisiaj, blisko ćwierć wieku później, już nie pamiętam jej twarzy. Pisze Pan: „Prawdziwym wojownikiem jest ten, który staje do walki z sobą, wypowiedzianą własnym wadom i słabościom”. Tak, to pierwotna definicja dżihadu. W tym sensie sam jestem dżihadystą odmawiając sobie codziennie pizzy, piwa, zmuszając do ćwiczeń. Niech mi pani wierzy, jaki wielki to jest wysiłek… To są dla Pana słabości? To są ogromne słabości. Bo ja najchętniej leżałbym na sofie i czytał książki. Dosłownie każda aktywność, jaką podejmuję, a która poza tę sferę wychodzi, to jest mój dżihad. Wie Pani, to historia przeinaczyła znaczenie tego pięknego słowa. Sami muzułmanie, mieczem zdobywając kolejnych wiernych. U początku dżihad był zmaganiem jednostki w trudnej sztuce samotnego dochodzenia do Boga. Warto o tym pamiętać. Podoba mi się hinduska myśl, że szczęśliwy byłby świat, w którym byłoby tak wiele religii, jak wielu jest ludzi. Chciałbym żyć w kraju, w którym wiara jest prywatną sprawą każdego człowieka. Bo czyż nie jest to najbardziej intymna sfera? Afryka to 25 lat Pana życia, jednak mówi Pan, że nadal jest Pan tam tylko obserwatorem. Nigdy nie poczuł się Pan częścią tego miejsca? Tam pozostanę obcy, choć ludzie są bardzo życzliwi i otwarci. Ale są też tacy właśnie dlatego, że ja jestem od nich odmienny i traktują mnie z charakterystyczną dla Afryki gościnnością, szczególną wobec przybysza z daleka. Albo też, choć na szczęście zdarza się to coraz rzadziej, z odrobiną respektu, który przez pokolenia był im wpajany wobec białych najeźdźców. Ale nijak nie uznają mnie za swojego, bo mają świadomość w jak różnych i odległych od siebie światach żyjemy. To są osobne planety. Fot. Arch. prywatne Marcina Kydryńskiego Wracam pamięcią do dnia, kiedy podróżowałem starą ciężarówką przez jedną z najdzikszych puszcz kontynentu, na granicy Kamerunu i Konga, drogą wyrytą przez miejscowych drwali. Ten las był niezmierzony, nie da się do niego przeniknąć. Na postoju wszedłem kilka metrów w tę puszczę i pomyślałem wtedy: „jestem tu gdzie chciałbym być, jestem tu szczęśliwy, ten las jest dla mnie gościnny, czuję, że mnie przyjmuje z miłością”. Parę godzin później śmiertelnie zachorowałem. Pomyślałem sobie wtedy, że może przedwcześnie uznałem się częścią tej urody świata, a ona każdego dnia będzie dawała mi odczuć, że jestem dla niej nieistotny i zbędny. Za wcześnie poczułem się częścią Afryki. Być może to nigdy się nie stanie. Pan wracał do Afryki przez 25 lat, a jednak my częściej wracamy do miejsc, gdzie czujemy się jak u siebie. Po 25 latach czuję się wciąż gościem. Ogromnie wdzięcznym, ale ciągle gościem. Dużo w tym pokory? O tak, bo ten kontynent uczy pokory bardziej niż czegokolwiek innego. Zamknął Pan jakiś etap swojego życia tą książką? Tak. Moja mama nawet się ucieszyła myśląc, że już nigdy tam nie pojadę. Tego nie mogę obiecać, bo mam teraz w planie kilka podróży, podczas których jestem przewodnikiem dla ludzi ciekawych Afryki i ciekawych fotografii. To jest zupełnie innego typu podróżowanie, także niebezpieczne, jak każde wyjście z domu, ale jednak nie mające kompletnie nic wspólnego z samotnym wielomiesięcznym podróżowaniem przez afrykańską puszczę. Te długie wyprawy odwiesiłem, jak stary kapelusz. Na razie. Kto wie, może za kilka lat wciąż będzie na mnie pasował. Fot. Marcin Kydryński
Już od samego przybycia do centrum czuć w nim niesamowitą mieszankę orientu z dobrze oswojoną, południową europejskością. Kordoba to miasto, które ukształtowały trzy wielkie kultury naszego regionu: Judaizm, Chrześcijaństwo oraz Islam. Do dziś odciskają one swoje piętno na lokalnym kolorycie miasta.
Zdjęcie, które trafiło do mediów społecznościowych, z pozoru wygląda na zwyczajną fotografię, trudno jest się w niej doszukać czegoś niecodziennego. Każdy z nas z pewnością nieraz zrobił sobie podobną. Jednak wesoły nastrój po kilku sekundach mija, gdy zauważymy jedną rzecz. Chyba nikt nie potrafi tego wyjaśnić, widzie to? Porażający bardzo zaskoczyło jedno zdjęcie, które trafiło do mediów społecznościowych. Ludzie wprost przecierają oczy ze zdumienia, kiedy w końcu dostrzegą jedną rzecz na fotografii. Niejednego może ona przyprawić o ciarki na całym rodzinne trafiło do sieciPo sieci krąży fotografia pewnej rodziny, która przedstawia jej członków. Na pierwszy rzut oka mało kto dostrzega wszystkie jej elementy, ponieważ jedna rzecz jest zdjęciu widać szczęśliwych rodziców oraz trójkę ich małych dzieci w różnym wieku — od szkolnego, aż do rodzina siedzi na beżowej kanapie, najprawdopodobniej w swoim domu. Wszyscy szczerze uśmiechają się do obiektywu oraz przytulają siebie nawzajem. Jedna z pociech siedzi na kolanach mamy, a druga — na kolanach swojej najstarszej siostry. Fotografia cieszy oko, dopóki nie zobaczy się jednego porażającego poraża jednym szczegółemWszystko wydaje się być zwyczajne, zdjęcie może wywołać wiele emocji, kiedy uświadomimy sobie, jak bardzo dzieci mogą być podobne do swoich dobrze widać to na tym przykładzie, ponieważ mama i jej pociechy mają taki sam, niecodziennie spotykany kolor włosów. Jednak dobre emocje może zepsuć drobny lepiej przyjrzymy się fotografii, zobaczymy, że cała rodzina siedzi na tajemniczym mężczyźnie, który został uwięziony pod jej ciężarem. W prawym dolnym rogu wyraźnie widać fragment jego twarzy. Jego wzrok jest porażający, niektórym aż odbiera nikt nie umie podać sensownego wyjaśnienia, dlaczego siódma osoba ze zdjęcia się tam znalazła. Miejmy nadzieję, że rodzina specjalnie tak to wszystko zaplanowała. Inaczej mielibyśmy spore powody do to? Zauważyliście od razu, czy po jakimś czasie?Zobacz zdjęcia: Happy families? Reece Shearsmith (@ReeceShearsmith) January 25, 2013Twarz mężczyzny jest widoczna w prawym dolnym Mobiles & AccessoriesKiedy się to zauważy, ciarki przechodzą po polecane przez redakcję Lelum:Nowy partner Agnieszki Woźniak-Starak. Zaskakujące, kim jest mężczyzna2. Kim jest była żona Żory Korolyowa? Z matką swojej córeczki rozwiódł się kilka lat temu3. Beata Kozidrak zmieniła fryzurę. Zaskakujące, jak wygląda po metamorfozie
Czyli jak zmniejszyć zdjęcie. Zdaję sobie sprawę, że część z Was w ogóle nie używa programów graficznych, ba, wysyła na Facebooka, na bloga, do znajomych zdjęcia wprost z body aparatu. Ale tu stoi na przeszkodzie wielkość zdjęcia – często zbyt duża aby zdjęcia wysłać “hurtem” do kogoś np. za pomocą maila.
Kiedyś byłem małym chłopcem. Tak, to fakt. Z faktem tym, z kolei, nieodłącznie wiążą się kolejne – ważniejsze i bardziej poboczne. Jednym z tych faktów mocniej żyjących w mej głowie do dziś jest taki, że w czasie przypadającym na me lata chłopięce a więc w tych późnych latach ’80 i początkowych latach ’90, tych jeszcze nie tak kolorowych, dopiero nabierających barw, nie było – uwaga Captain Obvious mode on – takiego zatrzęsienia zabawek, tego ogromnego wyboru, tylu marek i kategorii dedykowanych dla płci dziecka, wieku, tematów, zainteresowań. Dziś moje dziecko „decyzje” o „zakupie” kolejnego gadżetu czy zabawki podejmuje minimum raz dziennie – tak, każdego dnia słyszę „tato, a ja bym chciała…” „tato, musicie mi kupić…” „tato, a widziałam takie fajne…” Z jednej strony jest to dla mnie pewnym zderzeniem z inną rzeczywistością od tej, którą pamiętam z moich lat dziecięcych, ale z drugiej, przecież nie jestem dziadkiem, który będzie się powoływał na „za moooich czasów dziecko…”, tylko odnajdę się w tej rzeczywistości jako tata, taki tata, który zadba nawet o te małe radości córek a jednocześnie przypilnuje by się za bardzo nie rozpędziły w tych życzeniach 😉 . Aczkolwiek z sentymentem ogromnym wspominam moje chłopięce fascynacje i marzenia zabawkowe. A, że jak wspomniałem, były one trudniejsze do realizacji, bo i oferta nie tak bogata i portfel rodziców nie tak zasobny, to po prostu kombinowałem. Jak? Dużo konstruowałem sam. Zbierałem a to silniczki elektryczne, a to druciki, kabelki, jakieś pudełka mocniejsze – plastikowe, tekturowe, żaróweczki małe, puszki, stare elementy zepsutych zabawek, obudowy i z nich „lepiłem” coś swojego. Znacie to powiedzenie: cieszy się jak głupi z bateryjki? No, to ja byłem takim chłopcem – cieszyła mnie każda pierdółka, którą mogłem wykorzystać do dalszego konstruowania – np. łódki z napędem elektrycznym, której kadłub zrobiony był z pudełka albo po delicjach, albo po kruchych z cukrem – nie pamiętam już dokładnie, a śruba napędowa wycięta była z puszki aluminiowej, do tego silniczek, przeguby i łączenia z pustych wkładów długopisowych, gdzieś tam taśma klejąca, a jakże, bateria i to pływało w wannie! 🙂 Pamiętam jeszcze coś, i to bardzo, bo to do dziś moje nadal nie do końca spełnione marzenie – z dzieciństwa! Otóż obiektem mych westchnień był wówczas prawdziwy, wyścigowy, czerwony samochód zdalnie sterowany – wiecie z czarnym pilotem z anteną. Pojawiał się chyba na każdej mojej liście prezentów i z każdej okazji – urodziny, imieniny, święta jedne, święta drugie. Ale jakoś mu nie było po drodze do mojego garażu. Miałem owszem auto elektryczne, tj. zasilane jedyną wówczas prawilną baterią – płaską (kto przykładał język ręka w górę! kto nie podniósł, ten oszukuje! :P), było też zdalnie sterowane, a jakże – tylko, że na kablu a w tym przewodzie jeszcze szedł drucik od „analogowej”, czyli mechanicznej kierownicy na pilocie. Na pewno znacie i pamiętacie! Ja miałem w dodatku super wypas bo to była ciężarówka – cysterna paliwowa, czyli ciągnik siodłowy plus naczepa i najlepsza zabawa była przy cofaniu. I znów cieszyłem się tu już dosłownie z bateryjki, każdej, którą kupiła mi mama, bo auto za moją sprawą robiło mnóstwo kursów po dywanie i parkiecie a bez zasilania to raczej było smutne i bezużyteczne, takie stojące w kącie. Ha! A pierwsza zabawka na prąd – z baterii prąd oczywiście, to był taki fajny kolorowy statek kosmiczny, który o ile dobrze pamiętam dostałem od dziadka na Gwiazdkę. Mogłem mieć wtedy maksymalnie 4 lata, jak nie mniej. Wydawał takie kosmiczne dźwięki, a la lata 80, coś jak w programie Przybysze z Matplanety, świecił wieloma kolorowymi żarówkami i jeździł, tak randomowo – po całej podłodze. Pamiętam to bardzo, bo zabawka mi się okrutnie podobała. Do czasu. Do czasu aż coś w niej zepsułem, chyba już na drugi dzień i było mi strasznie głupio, więc nikomu o tym nie powiedziałem, tylko… wrzuciłem ten statek za kanapę. I dopiero kiedy ktoś z dorosłych mnie zapytał, dlaczego się już nie bawię nowym nabytkiem, to z trudem ale przyznałem co się stało. I dobrze. Bo okazało się, że nic nie zepsułem tylko baterie padły 🙂 . Wymienili mi, oczywiście odpowiednio mając ubaw ze mnie i stateczek szalał dalej. Tęsknię za nim i za tą dziecięcą moją radochą, naprawdę, jak go teraz wspominam… Z obiektów kultu, chyba każdego z nas wtedy, nie tylko mnie, to „ruskie” gierki elektroniczne były a potem level up, czyli już bardziej zaawansowane „gejmboje” – wiecie, niekoniecznie oryginalny sprzęt made in japan, ale kto wtedy na to patrzył – całe targowiska tym były usłane. Mieliśmy w domu jedną właśnie taką „ruską gierkę” w wersji: wilk zbiera do koszyka jajka od kur, a było wiele opcji – jaką mieliście? No i kiedyś tata przywiózł z podróży jakiejś, właśnie takiego pachnącego nowością gejmboja, rozkładanego, tam to już się działo! Ekran chyba nawet miał kolorowy. Jako że w domu nas troje rodzeństwa było, to normalnie zapisy trzeba było ustanowić, albo rano, kto wstał pierwszy i się dorwał, ten miał fart! Farta natomiast nie mieliśmy zbiorowo, kiedy nadeszły ferie zimowe, tata pracował w delegacji – nie było go w domu, mama pracowała w szkole, czyli też miała wolne i nie jeździła do pracy do miasta, my na wiosce z jednym sklepem i… w naszej gierce padły baterie! Jak łatwo się domyślić takich baterii jak trzeba, w jedynym wiejskim geesowskim „supermarkecie” nie było, przez internet i kurierem też nie bardzo można było zamówić 😉 – ten ból. Całe ferie – dwa tygodnie tylko na pobijanie rekordów miało być i nic z tego… Wtedy z młodszą siostrą te kilkanaście dni ostatecznie, zamiast trenować zdolności manualne i refleks na elektronice, oddaliśmy się treningowi umysłu na warcabach i chińczyku, które to prądu nie wymagają, więc też spoko, no ale widzicie – wspomnienie w głowie do dziś żywe, jak to w tym dowcipie stoi: niesmak pozostał 😉 tylko dlatego, że baterii brakło. Długo jeszcze bym mógł wspominać te drobne acz wielkie fakty z mojego pacholęcego czasu. Ale wiecie o co mi chodzi, co takie żywe wspomnienia mogą nam dać teraz? To, żebyśmy pamiętali dziś, kiedy jesteśmy rodzicami, o tym kim byliśmy będąc dziećmi. O tej wrażliwości dziecięcej jakże innej od naszej – ludzi dorosłych, o tym, że błaha rzecz dla nas, w świadomości i uczuciach dziecka może urosnąć do rangi najważniejszej rzeczy na świecie, bo jest najistotniejsza tu i teraz. A pamiętana potem będzie przez kolejne dziesiątki lat nawet – jak widać na przykładzie małego/dużego Kubusia. Jesteście rodzicami, wiecie jak to zrobić. Ale przede wszystkim w te święta, kupując wymarzone prezenty z list waszych dzieci, pamiętajcie też kupić baterie do nich! Ku radości wszystkich! 🙂 Wpis powstał we współpracy z marką Duracell
Zadbaj o detale, takie jak odpowiednia temperatura w pokoju, usunięcie drapiącej metki w podkoszulku. Twój tata może czuć się z ich powodu źle, ale nie wskaże źródła dyskomfortu. Nie zatrzymuj taty, jeśli ma potrzebę chodzenia i stale porusza się po domu, ani nie przerywaj powtarzalnych czynności, które wykonuje w kółko.
Rodzinna sesja zdjęciowa w plenerze to Wasza wspólna, mała przygoda, po której zostanie Wam piękna pamiątka w postaci profesjonalnych zdjęć rodzinnych. Pozwala uwiecznić na fotografiach to, co nienamacalne — uczucia, które Was łączą, emocje i czułości. Przed spotkaniem z fotografem rodzinnym warto sprawdzić, jak przygotować się do sesji rodzinnej. Mam dla Was kilka porad, dzięki którym zdjęcia będą magiczne. Jak wygląda sesja zdjęciowa rodzinna w moim wykonaniu? Rodzinne sesje zdjęciowe moim wykonaniu rządzą się przede wszystkim jedną zasadą: zero reżyserowania. W ciągu kilku lat pracy przekonałem się, że naturalność i spontaniczność wychodzą na zdjęciach o wiele lepiej niż pozowane ujęcia. Absolutne skupienie na fotografowanych osobach pozwala mi uchwycić najszczersze uśmiechy, spojrzenia i gesty. Odgrywanie ich nie jest potrzebne. Nie chcę ustawiać Was w sztucznych pozach, niczego narzucać ani mówić, jak macie się zachowywać. Przygotujcie się więc, że raczej nie będę ingerował w to, co dzieje się przed obiektywem. Czasami jedynie coś podpowiem, jeśli będzie taka potrzeba. Drugą ważną zasadą jest unikanie niepotrzebnego dystansu. Realizując sesje zdjęciowe rodzinne mówimy sobie po imieniu, aby nie budować między nami barier i nie hamować spontaniczności maluchów. Sesja rodzinna w plenerze — jak się do niej przygotować? Po pierwsze, unikaj mówienia dzieciom, że jedziecie na rodzinną sesję zdjęciową ani że pan fotograf będzie Wam robił zdjęcia. Lepiej powiedzieć, że jedziecie wszyscy razem na spacer albo na wielką przygodę, a przy okazji zrobicie sobie kilka zdjęć rodzinnych. Wszystko po to, aby nie wzbudzać w dzieciach niepotrzebnej powagi czy wstydu przed obiektywem i obcą osobą. Po drugie, nie stwarzajcie uczucia presji — ani u dzieci, ani u siebie. Sesja zdjęciowa rodzinna ma być zabawą i przygodą. Chodzi o wspólne spędzony czas, do którego fotografie rodzinne są jedynie dodatkiem. Nie narzucajcie więc sobie, że musicie ładnie wyjść na zdjęciach. Po trzecie, zastanówcie się, w co Wasze dziecko/dzieci lubią się bawić bez zabawek. Berek, łapki-łapki, kręcenie się za ręce, noszenie na barana — takie i inne zabawy pełne są dziecięcej radości, dzięki którym wspaniale wygląda fotografia dziecięca! Takie aktywności świetnie sprawdzają się na sesje rodzinne w plenerze. Warto mieć w zanadrzu pomysły na ośmielenie czy rozśmieszenie maluchów w sposób, który sprawia im autentyczną radość. Jak się ubrać na sesję zdjęciową rodzinną? Moje fotografie cechują się wyjątkowym, naturalnym stylem. Z tego powodu mocno zachęcam, aby ubrania, które wybierzecie na sesję, były w kolorach ziemi (kolory ziemiste). Gdy zastanawiacie się więc co ubrać na sesje zdjęciową to wbrew pozorom, macie do wyboru dużo więcej niż brązy — przeczytajcie poniżej: Wybierzcie naturalne kolory: odcienie brązu, beżu, rudego, czerni, bieli, szarości, stonowanej zieleni Unikajcie kolorów krzykliwych, neonowych, jaskrawych, niebieskiego innego niż dżins Zrezygnujcie z odzieży z napisami, logotypami, nadrukami Dobrze, jeśli każdy element stroju, który wybierzecie, będzie jednokolorowy Dopasujcie ubrania do temperatury otoczenia – inaczej ubierzecie się na jesienne sesje rodzinne a inaczej na zimową sesję zdjęciową Nie przykładajcie przesadnej wagi do stylizacji na sesję, aby nie psuć sobie humoru i nie tworzyć presji. Sesja plenerowa rodzinna ma być czystą przyjemnością a nie obowiązkiem Przykładowe ubrania, które wychodzą dobrze na zdjęciach: dżinsy, koszulka polo, T-shirt, sweterek lub sweter, casualowa sukienka, mokasyny, trampki, botki, sandały Przykładowe ubrania, których radzę unikać: białe adidasy, elegancka koszula czy suknia, odzież z połyskujących tkanin Jak zazwyczaj przebiegają rodzinne sesje zdjęciowe? Sesję rodzinną podporządkowujemy przede wszystkim dzieciom. Jeśli potrzebują chwili odpoczynku — robimy przerwę. Jeśli są skore do zabawy, aktywne, spontaniczne — korzystamy z tego i robimy zdjęcia. Inaczej wygląda sesja z nastolatkiem a inaczej sesja rodzinna z niemowlakiem. Gdy robimy zdjęcia rodzinne z niemowlakiem to moment, gdy maluch odpoczywa, możemy wykorzystać na wspólne, spokojniejsze ujęcia. Możemy uchwycić rodzinne przytulanki, bliskość, miłość. To także szansa na kilka zdjęć samych rodziców. Podczas sesji razem z rodzicami pozwalamy dzieciom na odrobinę szaleństwa. Wspieramy ich pomysły, nie namawiamy do patrzenia w obiektyw i współpracujemy z nimi. Waszym głównym zadaniem jest dobra zabawa, spędzenie razem czasu w przyjemny sposób i… niezastanawianie się, jak wyjdziecie na zdjęciach. Dobry fotograf zawsze znajdzie pomysł na sesję rodzinną. Czego nie robimy realizując sesje rodzinne? Jest kilka rzeczy, których unikam w czasie rodzinnych sesji zdjęciowych jak ognia i o to samo proszę rodziców. Jedną z tych rzeczy jest krzyczenie na dzieci, krytykowanie ich czy niepotrzebne upominanie. To nigdy nie przynosi niczego dobrego, za to potrafi skutecznie zepsuć humor. Jeśli sprawy będą szły niewłaściwym tokiem, zawsze proszę o możliwość porozmawiania z maluchem czy odwrócenia jego uwagi. Kolejną zakazaną rzeczą jest proszenie dzieci o patrzenie w obiektyw i namawianie do sztucznego uśmiechu. Hasło uśmiechnij się to doskonały przepis na… stres, presję i sztuczne zdjęcie rodem z pozowanych fotografii robionych w przedszkolu. Bawcie się i cieszcie swoim towarzystwem podczas sesji rodzinnej, a ja już znajdę sposób, aby uwiecznić na zdjęciach Wasze najpiękniejsze uśmiechy! Może nie zabronione, ale z pewnością nieprzydatne jest planowanie w szczegółach sesji rodzinnej. Najczęściej żadnej plan się nie sprawdza, co tylko powoduje frustrację. Dużo lepiej podejść do sesji na luzie, cieszyć się wspólnym byciem tu i teraz. Najlepszy pomysł na rodzinną sesje zdjęciową to pełen „spontan”. Nie miejcie też specjalnych oczekiwań wobec zachowania dzieci — ich spontaniczność sama nada kierunek naszej pracy. Podczas rodzinnej sesji zdjęciowej odradzam Wam noszenie okularów przeciwsłonecznych. Zasłaniają dużą część twarzy, pozbawiając zdjęcia emocji. Oczy to zwierciadło duszy. Nawet w bardzo słoneczny dzień jestem w stanie znaleźć miejsce i ustawienie, w którym słońce nie będzie razić Was w oczy. Na koniec polecenie, które często jest najtrudniejsze do wykonania — telefony na czas sesji rodzinnej zostają w domu lub w samochodzie. Sesja rodzinna plener czyli praktyczne porady outdoorowe Na koniec garść bardziej przyziemnych porad, które pozwolą Wam spędzić czas radośnie i bezpiecznie. Na sesję rodzinną zabierzcie ze sobą: Środki przeciw kleszczom i komarom (szczególnie jeśli organizujemy sesje w lesie, parku czy nad wodą) Napoje oraz małą przekąskę Koc, który można rozścielić na trawie czy piasku i trochę ubrudzić A po powrocie do domu koniecznie sprawdźcie, czy nie przynieśliście ze sobą kleszczy. Lifestylowa sesja rodzinna to nie tylko plener. Taka rodzinna sesja w domu też może wyjść bardzo naturalnie. Zapomnijcie o tym co myślicie np. o mini sesjach świątecznych w studio a pomyślcie o tym jak mogłaby wyglądać spontaniczna i pełna emocji rodzinna sesja świąteczna podczas wspólnego wypiekania pierników? To chyba całkiem niezły pomysł na sesję rodzinną która będzie świetną pamiątką na lata. Wszystko, co powyżej napisałem, to wyłącznie moje sugestie wynikające z mojego fotograficznego doświadczenia przy pracy na sesjach rodzinnych. Jeśli Wasz pomysł na rodzinne zdjęcia rozbiega się z moją wizją, śmiało dajcie mi o tym znać! Jestem przekonany, że razem znajdziemy idealne rozwiązanie. Pamiętajcie, że najważniejszym przygotowaniem nie jest ani odzież, ani wybór pleneru. Jest nim Wasze nastawienie, dobry humor i pozytywne emocje. Macie jakieś pytania dotyczące sesji rodzinnej? Napiszcie lub zadzwońcie — chętnie na nie odpowiem! A jeśli wyznajecie podobną filozofię co ja i spodobały się Wam moje zdjęcia to polecam się jako fotograf na Waszą sesję rodzinną w stylu lifestylowym.
Może nieco zbyt wrażliwa, co rzecz jasna z całą brutalnością postanowiła wykorzystać stacja TV. To jak została przedstawiona w programie nie ma nic wspólnego z tym jaka jest naprawdę. A nie muszę chyba pisać, że nie przedstawili jej w korzystnym świetle. Zdjęcia, nagrania video, dvd, pocztówki, albumy. To tylko kilka przykładów tego, w jaki sposób utrwalamy te najważniejsze dla nas chwile. Rodzinne pamiątki coraz częściej przyjmują jednak formę fotoksiążek lub fotozeszytów. Wydane w elegancki sposób stanowią odpowiednią oprawę dla najpiękniejszych wspomnień. Gregory Michenaud, znany fotograf z radzi, w jaki sposób wykonać profesjonalne zdjęcia cyfrowe. Ciekawe zdjęcia – na co zwracać uwagę? Podstawowym elementem, o którym zdarza nam się zapominać jest kompozycja – właściwe rozmieszczenie obiektów w kadrze pozwala nadać fotografii niepowtarzalny i niezwykły charakter. Niewłaściwe ujecie niepotrzebnie wprowadza poczucie chaosu, zamętu, co w oczywisty sposób obniża atrakcyjność zdjęcia. Jeżeli na fotografii ma pojawić się krajobraz, starajmy się uchwycić panoramę – im bardziej nasycony „treścią" kadr, tym lepiej. Osoby zdecydowanie lepiej fotografować z oddali, za pomocą przybliżenia – „zoom" – wyszczególniać detale – dzięki temu postać nie będzie zdeformowana, a perspektywa zdjęcia wyda się ciekawsza. W przypadku kompozycji obowiązuje jeszcze kilka podstawowych zasad – zdradza Gregory Michenaud – przede wszystkim należy unikać centralnego kadrowania i pozostawiania zbyt dużej przestrzeni wolnego miejsca nad głową – idealnie jest, gdy linia horyzontu widoczna jest w 1/3 na dole lub w górze kadru. Wszystko oczywiście zależy od tego, która z kompozycji – pejzaż, czy niebo – jest ważniejsza. Powszechnie spotykanym błędem jest również niesymetryczne fotografowanie osób na tle monumentalnej architektury. Zazwyczaj w takich przypadkach, kadrujemy postać na środku zdjęcia, z oddali, przez co całość wydaje się nieproporcjonalna, a co za tym idzie – nieczytelna. Fotografowaną osobę ustawiajmy w odległości 1,5 metra od aparatu, w jednej części kadru komponując ciekawy obiekt, bądź krajobraz, natomiast w drugiej fotografowaną postać. Jak zrobić rodzinne zdjęcie Wiele problemów może spowodować wykonanie rodzinnej fotografii – nie każdy natomiast wie, że odpowiednio ustawiając osoby na zdjęciu można wysmuklić ich sylwetkę, czy wręcz podkreślić urodę. W związku z tym nie stawiajmy obok siebie osób, które mają ubranie w podobnym kolorze – bardzo możliwe, że postacie te zleją się ze sobą, przez co całość wyjdzie nienaturalnie. Kolory na zdjęciu dobierajmy na zasadzie kontrastu – pozwoli to na wyraźne wyszczególnienie każdej poszczególnej osoby na zdjęciu. Zupełnie na odwrót przedstawia się sytuacja w przypadku osób o podobnej sylwetce – w zasadzie lepiej jest, gdy osoby szczupłe stoją w tej samej grupie, natomiast te o nieco bardziej okrągłych kształtach w osobnej. Dobieranie na zasadzie kontrastu mogłoby w tym przypadku tylko podkreślić dysproporcje figury. By dodatkowo odjąć kilka kilo, postać dobrze jest ustawić z profilu 3/4 tak, by broda fotografowanej osoby lekko przybliżała się do jej ramienia. Ten prosty trick dobrze maskuje szerokie barki, wysmukla szyję oraz twarz. Światło idealne Wielu problemów nastręcza również fotografowanie pod światło. Słoneczne refleksy doskonale podkreślają charakter fotografii, o ile oczywiście uda nam się uchwycić je, nie naświetlając całego zdjęcia. By temu zapobiec można użyć korekcji ekspozycji naciskając przycisk +/- . W przypadku fotografowania ludzi dobrym wyborem będzie natomiast delikatnie podświetlenie osoby w kadrze za pomocą wbudowanej lampy błyskowej. Pamiętajmy jednak, że ta ma ograniczony zasięg do kilku metrów i daje efekt bardzo płaskiego światła – wyjaśnia Gregory Michenaud. Równie nieatrakcyjnie przedstawiają się zdjęcia wykonywane w wakacje w godzinach południowych lub w pomieszczeniach, gdzie światło pada prostopadle do linii horyzontu. Tu najczęściej, w przypadku fotografowania osób na twarzy pojawiają się cienie, nadając jej „zmęczony" charakter, natomiast oczy i usta wydają się być słabo widoczne. By tego uniknąć niejednokrotnie wystarczy zmienić perspektywę – przyklęknąć, wyjść na podwyższenie, fotografować tak zwanym szerokim kątem, bądź ponownie podświetlić fotografowaną osobę za pomocą wbudowanej lampy błyskowej. Jak utrwalić rodzinne pamiątki? Tradycyjne albumy ze zdjęciami odchodzą do lamusa – szablonowe formaty zdjęć nie potrafią w odpowiedni sposób wyeksponować detali, fotografowie natomiast rzadko zadają sobie trud, by odpowiednio wykadrować zdjęcia. Dlatego, jeżeli zależy nam na wyjątkowym utrwaleniu wspomnień warto pomyśleć o alternatywnych sposobach. W ostatnim czasie popularnością cieszy się fotoksiążka, czyli nic innego, jak elegancki album ze zdjęciami i podpisami wydany w formie drukowanej. Na każdy bez problemu może samodzielnie zaprojektować własny, rodzinny album, wczytując zdjęcia online. Użytkownik może swobodnie układać sekwencje zdjęć według własnego uznania, dowolnie je kadrować oraz wybierać rozmiary, tworząc w ten sposób ciekawe składanki. Dzięki temu całość ma dynamiczny, żywy, a wręcz nasycony wspomnieniami charakter – zauważa Gregory Michenaud. Tak wykonana fotoksiążka to nie tylko pamiątka, ale także idealny pomysł na prezent dla naszych bliskich. Szczególnie miłe sercu będą nasze zdjęcia osobom, których nie będziemy mieli okazji widzieć w najbliższym czasie. Materiały prasowe fd9kTT.
  • g86s5h9qud.pages.dev/1
  • g86s5h9qud.pages.dev/59
  • g86s5h9qud.pages.dev/78
  • g86s5h9qud.pages.dev/5
  • g86s5h9qud.pages.dev/45
  • g86s5h9qud.pages.dev/60
  • g86s5h9qud.pages.dev/32
  • g86s5h9qud.pages.dev/7
  • jak jeden but może zepsuć rodzinne zdjęcie